W terminalu czekało już na nas kilku facetów z obsługi lotniska, ale wręczona im pewna suma, uszczknięta z zawartości nesesera szybko i skutecznie przekonała ich do nie kierowania sprawy naszego wariackiego lotu na drogę formalną. Wnętrze budynku sprawiało nieprzyjemne wrażenie. Pożółkłe ściany i zszarzałą podłogę zalewało mdłe światło lamp, pod którymi zwieszały się, czarne od insektów, taśmy lepu na owady. Pierwszą rzeczą, którą trzeba było się zająć, był głód. Posiliwszy się smażonym makaronem i innymi ulicznymi przysmakami ze straganów rozstawionych na ulicy od strony miasta, wróciliśmy do środka. Rozsiedliśmy się na drewnianej, polakierowanej na zielono ławce - Dalej dzisiaj chyba nie polecimy – stwierdził Sipatro, rozpoczynając nieformalną „naradę wojenną” - Jest już prawie noc, pogoda jest niepewna... - ...i mamy uszkodzony samolot – dodałem. Yukishima na razie nie zabierał głosu, przysłuchiwał się wyłącznie, z maskującym emocje wyrazem twarzy – Kłopoty z silnikiem, rad...
Mój osobisty blog - opowiadania, reportaże, przemyślenia, artykuły naukowe