
Na pytanie zadane w tytule odpowiem od razu -nie. Podobnie jak wszystkie inne próby "ratowania" chińskiego społeczeństwa przez zachodnie media. Ale o tym za chwilę.
Czym jest SCS - to system wielopłaszczyznowej
oceny obywatela, który w 2020 roku ma być wprowadzony do służby w ChRL.
System ma wykorzystywać fakt, że Chińczycy większość swoich spraw - od
płatności po kontakty ze znajomymi - załatwiają przez 2, może 3 różne
aplikacje, ale nie tylko - do systemu będzie wciągnięta sieć kamer,
pokrywających każdy metr kwadratowy chińskich miast i powszechny
obowiązek podawania danych i rejestrowania ich w bazach danych (nawet
my, cudzoziemcy, kiedy przyjechaliśmy do Pekinu, musieliśmy oddać do
bazy danych swoje dane biometryczne, takie jak twarz czy odciski
palców). System ma poddawać ocenie takie rzeczy jak: sposób spędzania
czasu, wykształcenie, znajomości, treści publikowane na portalach
społecznościowych i tym podobne. Osoby o wysokich ocenach mają czerpać
korzyści - np. łatwiejszy wyjazd za granicę, zniżki czy np. dostęp do
strefy VIP na lotnisku pekińskim (!). Z kolei "podpadziochów" czeka
wolniejszy internet, problemy z wyjazdami zagranicznymi, zakaz wstępu do
prestiżowych obiektów i tym podobne. W założeniu system ma służyć walce
z przestępczością i rozwojowi chińskiego społeczeństwa. Mają również
powstawać publiczne rankingi, publikujące oceny i zachęcające do ich
poprawy.
Oczywiście, Zachodowi włos zjeżył się na
głowie. Porównaniom do "Matrixa", "Roku 1984" i tym podobnym nie ma
końca. I większość argumentów jest niestety nietrafiona.
Zacznijmy od tego, że w chińskiej mentalności
pojmowanie wolności, prywatności, prawa do poglądów jest zupełnie inne
niż w Europie. Dla Chińczyka najwazniejsza była, jest i będzie
społeczność, kolektyw. I dobro tej społeczności jest najważniejsze, i
jeżeli mam w tym celu poświęcić swoją osobistą wolność, to niech tak
będzie - wszyscy skorzystają. Po drugie - w Chinach od starożytności
istniały systemy obywatelskiego donoszenia, inwigilacji, "stowarzyszenia
sąsiedzkie" i tym podobne. Wynikało to z prostego faktu - przy tak
ogromnej już wtedy ilości ludzi, nie da się wyłapać w porę wszystkich
potencjalnych przestępców, zapobiec wszystkim zagrożeniom wyłącznie
korzystając z odgórnych, zawodowych urzędników czy policjantów. Tak więc
dla Chińczyka SCS nie jest niczym nowym. Zachodni dziennikarze wydają
się myśleć, że wejście SCSu będzie dla Chińczyka jakąś cezurą, końcem
wolności, a on sam będzie cały czas żył ze swoim "ratingiem" z tyłu
głowy i starał się go podnieść na wszystkie sposoby. Bzdura.
Statystyczny mieszkaniec Tianjinu, Szanghaju czy Xi'anu nie zauważy
nawet, jak SCS zostanie uruchomiony. Chińczycy i tak oceniani są przez
swoją szkołę, pracę czy znajomych bez ustanku, a wszelkie zachowania
wychodzące poza normę są i tak piętnowane. SCS jest tylko przeniesieniem
tego na nowy poziom. Jest to swego rodzaju społeczna selekcja
naturalna, która w Chinach świetnie działa. W Europie nigdy by to nie
wypaliło - inna kultura (a że przeszczepianie wzorców społecznych do
innych kultur nie ma sensu, to wiemy bardzo dobrze - patrzę na
"amerykańską demokrację" dostarczaną bombowcami w wagomiarze po 500
funtów trotylu sztuka i zimnowojenne instalowanie sowieckiego komunizmu,
które kończyło się prawie wyłącznie bidą (Kuba) albo masakrami i
upadkiem państwa (Rodezja) )
Co się zaś tyczy tak zwanej wolności
politycznej, to w Chinach, można powiedzieć, obowiązuje zasada "Cesarz
dobry - mandaryni źli" Czyli źródłem wszystkich problemów jest nie KC
ani najwyższa władza, ale pojedynczy skorumpowani czy niekompetentni
urzędnicy. I jest w tym sporo prawdy. Większość problemów, odczuwanych
przez statystycznego Wanga czy Li wywoływana jest na szczeblu lokalnym,
na którym można działać, a nawet krytykować. Stosunkowo mało jest
naprawdę bolesnych kłopotów spowodowanych przez władzę poziomu
krajowego, a z większością z nich stara się walczyć - można wymienić np.
rezygnację z polityki jednego dziecka, czy walkę z zanieczyszczeniem -
jak już pisałem na "Dużym w podróży" skończyły się czasy, kiedy Chiny
truły na potęgę. A przy takiej ilości ludzi syf jest po prostu nie do
uniknięcia.
Z kolei ludzie, którzy otwarcie występują
przeciwko ustrojowi jako całemu i tak otaczani są ostracyzmem - po co
kolegować się z wariatem, który mówi o niezrozumiałych (wyczytanych w
Zachodnich, niezrozumiałych dla typowego Chińczyka książkach) rzeczach i
robi tylko kłopoty? Przecież żyje się świetnie, lepiej niż 20,30, 40
lat temu! Tak, wbrew oczekiwaniom nieznających wogóle chińskiej
mentalności ludzi Zachodu, myśli większość obywateli Chin. Bo
faktycznie, żyje się lepiej, niż kiedykolwiek. A dodatkowo - jest silna
władza, jest porządek, harmonia, którą tak cenią Chińczycy. Anarchii nie
chcą. I dlatego zresztą są kolektywnie poniżani przez ludzi Zachodu,
dla których człowiek, który nie chce zmian i rewolucji, płynie z nurtem,
jest człowiekiem słabym.
Ale wracając do tematu - SCS nie spowoduje
więc automatycznie, że partia będzie nietykalna, bo nie jest i nie
będzie. System będzie wyliczał ratingi centralnie, a więc nie ma opcji,
by jakiś lokalny urzędas, któremu zaczęli dobierać się do tyłka
obywatele, "dowalił" im przy pomocy SCS. Sami urzędnicy też objęci
zostaną tym systemem, i tylko naiwniak twierdził by, że dzięki niemu
więcej szkodliwych działań ujdzie im na sucho.
SCS ma też bardzo dużo pozytywnych skutków,
zwłaszcza z punktu widzenia typowego obywatela. Wbrew pozorom, może on
doprowadzić do zmniejszenia nierówności i awansu społecznego całkiem
poważnej grupy. Wyobraźmy sobie taką sytuację - dzieciak z rodziny
robotnika radzi sobie świetnie w szkole, jest inteligentny i ciężko
pracuje, ale rodzina nie ma pieniędzy, by wysłać go na prestiżowy
uniwersytet. Dzięki jego dobrej ocenie przez system będzie mógł trafić
do tej szkoły, skończyć ją i polepszyć byt swój i rodziny - trafi np. na
miejsce niezbyt rozgarniętego syna lokalnego partyjniaka, który
wcześniej mógłby szkołę skończyć bez problemu dzięki "mocnym plecom".
SCS będzie też wspomagał walkę z patologiami, np. uzależnieniem od gier
komputerowych, pijaństwem czy prostytucją - co prawda przez typowo
chińską "terapię szokową" a nie powoli, z użyciem terapii i przemawiania
do rozumu, tak jak to przywykliśmy czynić w Europie.
Na koniec warto może wspomnieć o tym, co w SCS
najbardziej mi się nie podoba - publicznych rankingach. To już jest,
drogi Komitecie Centralny, przegięcie. Nie chcecie chyba fali samobójstw
i jeszcze większego zamknięcia się w upadku i nałogach tak
napiętnowanych?
Ocenę SCS pozostawiam Wam, czytelnicy. Moim skromnym zdaniem, to, co o nim piszą zachodnie media, to lekka przesada.
Komentarze
Prześlij komentarz