Przejdź do głównej zawartości

Islam w cieniu Wawelu

 As salaam alaikum!

Czy wiedzieliście, że w Krakowie jest meczet? Pewnie nie. To teraz już wiecie
O islamie (zwłaszcza ostatnio) pisano już wiele i zwłaszcza ostatnio o nim głośno. Religia w Polsce z oczywistych powodów darzona niechęcią i zarazem wyznawana przez prawie 1/4 populacji świata. Ale kto spodziewałby się muzułmanów w Krakowie - kulturalnej stolicy katolickiej Polski? Jak widać - są. 
Religia Proroka opisywana jest w różnym tonie, w zależności od poglądów politycznych autora danego tekstu - od przedstawiania muzułmanów jako krwiożercze bestie, gwałcicieli i terrorystów, po huraoptymistyczne relacje zauroczonych tą religią Europejczyków. Ja opiszę swoje subiektywne doświadczenia

O krakowskim meczecie nie dowiedziałbym się nigdy, gdyby nie Noc Świątyń - inicjatywa przypominająca Noc Muzeów, kiedy to kościoły, świątynie, miejsca modlitwy i kultu wszystkich wyznań otwierają swe podwoje, prowadzą wykłady i warsztaty w celu rozpowszechniania informacji o swojej religii a także promowania tolerancji religijnej i wzajemnego zrozumienia. 
Gdy tylko dowiedziałem się, że w tegorocznej Nocy Świątyń udział bierze Centrum Muzułmańskie w Krakowie, wiedziałem, że muszę się tam udać. Dlaczego? Tego nie potrafię powiedzieć. Może z czystej ciekawości, może by walczyć ze swoją naturą miejskiego filistra skutecznie odpornego na wszelkie przejawy duchowości i mistycyzmu, może by posmakować "zakazanego owocu", jakim w naszej kulturze niewątpliwie jest islam? A może dlatego, że islam jest religią Indonezji, którą się fascynuję?
W każdym razie pojechałem, i to z zamiarem przedstawienia wszystkiego na Blogu - efekt całych wakacji spędzonych pod znakiem książek Kapuścińskiego i marzeń o sławie reportażysty. Dzień miał się okazać dniem zaskoczeń.
 
Wejście do budynku. Gdyby nie  karteczka i plakat, nigdy nie domyśliłbym się, co kryje się w podziemiach
Pierwsze zaskoczenie miało miejsce już na samym początku. Otóż Centrum Muzułmańskie mieści się przy niezbyt eksponowanej ulicy Sobieskiego pod nr 10, na przeciwko sławetnego II Liceum. Tyle, że gdy stanąłem przed drzwiami kamieniczki, jedynym elementem wskazującym na obecność tutaj miejsca kultu był plakat Nocy Świątyń naklejony wraz z karteczką na drzwi. Na stałe umiejscowienia Centrum nie wskazuje nic - nie ma żadnej tabliczki, drogowskazu, nic. Ponadto (co dostrzegłem później) szyby okien wychodzących na sale modlitwy są matowe - podejrzewam, że po to, by nikt nie rozpraszał wiernych, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że Centrum stara się ukryć fakt swojego istnienia.

Kierując się za karteczkami zagłębiłem się w labirynt obskurnych, piwnicznych korytarzy. Meczet byłby ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałbym się w takiej scenerii. Mimo to, świadomość, gdzie idę, lekko mnie niepokoiła. Nie mogę powiedzieć, że byłem spokojny - raczej lekko przestraszony
Oto wreszcie moim oczom ukazały się szeroko otwarte drzwi do pomieszczeń Centrum, a w nich kilka pań i panów (prawie wszystkie panie w hidżabach), wyraźnie zadowolonych z faktu przybycia pierwszego zwiedzającego. Powitano mnie zwykłym "dzień dobry", ja zaś miałem głupią minę, bo nie wiedziałem, czy zwykła odpowiedź wystarczy, czy może "as salaam alaikum" (ale czy to aby nie jest zarezerwowane tylko dla muzułmanów? jak się później okazało nie jest - to po prostu arabski odpowiednik naszego "dzień dobry" ,bez konotacji religijnych) krótko mówiąc - szok kulturowy w miniaturze. Już zamierzałem przestąpić próg, gdy usłyszałem
- Proszę zdjąć buty!
Ależ ze mnie głupiec! Na śmierć zapomniałem o tej jakże ważnej zasadzie. Oczywiście natychmiast z czerwoną ze wstydu gębą zezułem obuwie i wkroczyłem z pewną czcią do środka. Od razu poczułem się jak w innym świecie, jakbym z Krakówka teleportował się gdzieś między Kair a Dżakartę. Na podłodze - dywan, na ścianach - portrety wybitnych teologów i uczonych islamu, kaligrafie arabskie, dookoła mnie kobiety w hidżabach... Teraz mam namiastkę tego, jak czuje się człowiek doświadczający szoku kulturowego.Gdy tylko przyznałem, że zamierzam opisać wizytę na blogu, przydzielono mi w charakterze przewodnika pana z współorganizującej Noc Świątyń Fundacji Polistrefa (nie był muzułmaninem), który wskazał mi, bym obuwie i bagaż położył na specjalnej szafce. Prócz tego wręczono mi ściągawkę z tekstami modlitw, choć wyjaśniłem, że nie jestem muzułmaninem.
Szok kulturowy, czy nie, stwierdziłem, że muszę udać się za potrzebą. Wskazano mi łazienkę. 
Do użytku wewnątrz toalety przydzielono specjalne klapki, coby nie zmuszać do chodzenia po mokrej podłodze. Z ulgą stwierdziłem, że przewidziano normalną muszlę (spodziewałem się bowiem, popularnego w krajach Azji, tzw. "narciarza", był za to typowo azjatycki wynalazek w postaci węża z wodą do higieny intymnej (w krajach islamskich nie używa się zwykle papieru toaletowego, a wody). Wisiała za to kartka w języku polskim, arabskim i angielskim "Proszę po sobie posprzątać. Czystość to połowa naszej wiary". Poczułem się dziwnie. Bardzo dziwnie. I to uczucie towarzyszyło mi już do końca pobytu. Cały czas chodziłem cicho, powoli, jakby z nabożną czcią. 
Wychodząc chciałem jeszcze umyć ręce, skorzystałem więc instynktownie z najbliższej umywalki, ale nagle zorientowałem się, że brak mydła i tym podobnych oraz wiszący nad nią napis po arabsku w zielonym (świętym w islamie) kolorze coś mi nie pasują. Skorzystałem z drugiej, normalnej już umywalki, uświadamiając sobie, że pewnie popełniłem rodzaj świętokradztwa, korzystając z umywalni przeznaczonej do ablucji przed modlitwą, czy coś w tym stylu.
W każdym razie, gdy opuściłem toaletę, mój przewodnik znikł gdzieś, pojawił się za to prawdziwy tłum ludzi, ledwo mieszczący się w ciasnych, piwnicznych pomieszczeniach, głównie odwiedzających w ramach Nocy Świątyń, ale i muzułmanów i muzułmanek, z którymi przedstawiciele Centrum witali się po arabsku. Cały czas byłem podekscytowany i zarazem czułem pewien niepokój. Całe to miejsce ma taki dziwny klimat. Czuć tam pewien strach, szacunek.
Głównymi miejscami w całym obiekcie są dwie sale modlitwy - osobna dla kobiet i mężczyzn. W salach nie ma żadnych ołtarzy (jedynie coś w rodzaju mównicy), za to jest dywan, pokryty liniami, wyznaczającymi, jak mają się ustawić modlący się (muzułmanie muszą zawsze modlić się w kierunku Mekki).

Wnętrze sali modlitwy
Na ścianach wiszą zdobione arabskie kaligrafie, jak można się domyślić (nie znam arabskiego) będące cytatami z Koranu (dla Islamu kaligrafia jest najwyższą ze sztuk, bowiem służy zapisywaniu słowa Bożego).
Usadzono nas - tj. odwiedzających z okazji Nocy - na owym dywanie w sali modlitwy, dla chętnych zaś przyniesiono krzesła. Ja usiadłem na ziemi. Najpierw przemówiła przewodnicząca Centrum - Aneta Aisha Dziedzic. Opowiedziała nam historię Centrum, które powstało w 2013 roku i utrzymuje się z datków wiernych. Nie prowadzi rejestru członków, ale na piątkowych modlitwach (piątek jest w islamie dniem świętym, podobnie jak niedziela dla chrześcijan) pojawia się około 100 osób, zaś w całym Krakowie liczba muzułmanów oscyluje w okolicach 300. Większość odwiedzających wiernych mieszka w Krakowie od lat, pojawiają się jednak też studenci z krajów islamskich. Co ciekawe, obiekt nie doświadczył żadnych ataków, co przy obecnej sytuacji jest pozytywnie zaskakujące, ale na pewno zawdzięcza to swojemu przyczajeniu. Centrum prowadzi także lekcje języka arabskiego oraz lekcje religii dla dzieci. Prócz pani Dziedzic "zarząd" stanowią pan Rami Nassar, absolwent Politechniki Krakowskiej, odpowiadający za sprawy religijne i zarazem sekretarz, oraz pan Mohammed Ayuk - skarbnik.
Następnie na mównicę wstąpił pan Nassar i rozpoczął wykład o islamie. Jak na Araba mówił po polsku nadzwyczaj dobrze, aczkolwiek widać było, że się denerwował. 
Islam to religia wymagająca od wiernego dyscypliny i przestrzegania surowych zasad, i widać to było w sposobie, w jaki mówił pan Nassar - tonem nieznoszącym sprzeciwu, prawie wojskowym, głośno, wyraźnie, językiem pełnym imperatywów. Muzułmanin, od kiedy ukończy 7 lat życia, musi modlić się pięć razy dziennie o ściśle ustalonych porach, i tak układać swój czas, by było miejsce na modlitwę. I nie ma, że nie, że be, że praca, że zajęty. Na pierwszą modlitwę wstaje się o czwartej rano (nawet nasz wykładowca, muzułmanin od zawsze, przyznał, że to trudne). Pan Nassar opowiadał historie rodziny, w której codziennie ktoś z rodziny modlił się przez całą noc, i tak przez wiele lat. Islam opiera się na pięciu filarach - wyznaniu wiary (by zostać muzułmaninem, wystarczy je głośno wypowiedzieć) modlitwie, jałmużnie, poście i pielgrzymce. Muzułmanin musi przynajmniej raz w życiu udać się na pielgrzymkę do Mekki. W muzułmańskim kalendarzu występuje święty miesiąc Ramadan, kiedy to muzułmanin nie może jeść ani pić od świtu do zmierzchu i powinien skupić się na Bogu i wykonywaniu dobrych uczynków. W islamie nie ma odpowiednika instytucji spowiedzi - odpuszczenie grzechów dawane jest przez modlitwę. Muzułmanin nie musi znać wszystkich modlitw - jeżeli zna tylko jedną surę Koranu, niech recytuje tylko ją. Ilekroć pan Nassar wymieniał Proroka, powtarzał "pokój z nim". Potem zaprezentował recytację Sury Otwierającej. W zasadzie nie jest to recytacja, a śpiew, robiący niesamowite wrażenie. Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś takiego. Wszystko robiło swego rodzaju mistyczne wrażenie, trochę niepokoiło, wywoływało mimowolny szacunek. 
Wreszcie pan Nassar zakończył wykład i zaczęły się pytania. Widać było, że wiele z nich padało ze strony ludzi nie znających tematu - raz nawet padło słowo "islamiści" w znaczeniu "muzułmanie", co wyraźnie zdenerwowało naszego i tak zestresowanego wykładowcę. Mówił ,że przeprasza, ale to sprawy jego wiary i to dość czułe. Większość jego odpowiedzi była niezbyt bezpośrednia i okrężna. Stwierdziłem, ze islam to religia, która nie lubi zbyt wielu pytań, aczkolwiek wielu pytających też wykazało się gracją słonia w składzie porcelany, i nie wiem, czy byliby zadowoleni, gdyby ktoś w ten sposób pytał ich jako katolików o Eucharystię. 

Kiedy już wykład się zakończył, pan Rami rozpoczął prowadzenie czwartej modlitwy, która wypadała akurat wtedy, od śpiewnego wezwania, takiego, które w klasycznym meczecie wyśpiewuje muezzin z wieży. Chociaż wielu zostało w sali modlitw, by obserwować, ja ewakuowałem się w trybie pilnym - nie jestem muzułmaninem i czułem, że przypatrywanie się tak niczym jakiemuś spektaklowi jest nie do końca na miejscu. Zamiast tego postanowiłem, z nieodłącznym kołonotatniczkiem w ręku ruszyć na dziennikarskie "łowy" i popytać o parę rzeczy. Przy okazji obserwowałem wchodzących - naliczyłem kilku Arabów, jednego osobnika o wyraźnie indyjskim wyglądzie, a także Pakistańczyka, Afgańczyka lub kogoś innego z tego rejonu, był bowiem ubrany w charakterystyczną czapeczkę, kamizelkę i spódniczkę (niestety nie pamiętam, jak się te ich stroje nazywają). Przy okazji spytałem jedną z muzułmanek, czy hidżab nosi też na co dzień. Lekko przestraszony lub zawstydzony wyraz twarzy połączony z cichym "eee.. tak?" skutecznie zniechęcił mnie do zadawania dalszych pytań. Czy to kwestia tremy, czy normalne zachowanie wszystkich muzułmanek? - nie wiem. Zdałem sobie jednak sprawę, że może powinienem popracować nad umiejętnościami delikatnego poruszania pewnych tematów. A najlepiej w ogóle nie rozmawiać z muzułmanami i muzułmankami na temat wiary. 
Powoli wchodziłem chyba w drugą fazę szoku kulturowego - z fascynacji przechodząc do zniechęcenia i zmęczenia - bo atmosfera wydała mi się lekko duszna. Składane przez przedstawicieli Centrum zaproszenia na ciastka i marokańską herbatę nic niestety nie dały i musiałem się ewakuować. Stwierdziłem, że jestem zupełnie wyczerpany emocjonalnie po tym swoistym miniaturowym "szoku kulturowym" i plany odwiedzenia drugiego punktu na liście - wspólnoty buddyjskiej Sanghaloka na Kazimierzu wzięły w łeb. Cóż, jeżeli mam marzyć o dalekich podróżach i badaniach naukowych muszę popracować chyba nad odporności.

Cały czas towarzyszyła mi w Centrum Muzułmańskim swoista ciężka atmosfera pewnego strachu i powagi. Nie wiem, czy ma tak każda świątynia muzułmańska na świecie, a może to sam sobie coś takiego wytworzyłem, mając świadomość, jakbym robił coś zakazanego? Ale jedno należy powiedzieć - doświadczenie niezwykłe. Czuć było, że to nie jest zwykły pokój, że kaligrafie na ścianach to nie zwykłe kawałki papieru czy tkaniny, nawet, że dywan w pokoju modlitwy nie jest zwykłym dywanem. 

Autor w drodze na Noc Świątyń 2017. Odznakę Porównawczych Studiów Cywilizacji nosiłem z godnością i powagą przez cały czas :-)



Komentarze