Przejdź do głównej zawartości

Aborygeni Tajwańscy cz 1 - historia

Tajwan? Komputery, elektronika, ewentualnie (dla miłośników militariów) wątpliwy i zawiły status polityczny wraz z konsekwencjami. 

Takie skojarzenia zwykle występują, gdy wspomni się o Formozie (inna, starsza nazwa Tajwanu, od portugalskiego Ilha Formosa - Piękna Wyspa) w niezorientowanym towarzystwie. 
A przecież Tajwan to miejsce wyjątkowo ciekawe, nie tylko dla analityków zastanawiających się czy, a jak tak to kto kogo zbombarduje albo kto komu podał rękę na szczycie międzynarodowym, czy też dla importerów sprzętu informatycznego. 

To miejsce, gdzie miesza się kultura chińska z wieloletnimi wpływami japońskimi, jedyny kawałek prawdziwych Chin niedoświadczony horrorami maoizmu i Rewolucji Kulturalnej.
Ale Tajwan nie zawsze był chiński. Zanim w średniowieczu wyruszyli na dziką wówczas wyspę emigranci z południa Państwa Środka, na Pięknej Wyspie mieszkał lud, który z Chińczykami nie miał absolutnie nic wspólnego, za to krewniaków miał rozrzuconych po całym Pacyfiku. Lud o zaskakująco rozbudowanej kulturze, wojowniczy i nie poddający się łatwo obcym wpływom, czy to chińskim, holenderskim czy japońskim. 
Mowa tu o nikim innym, jak tylko o 原住民 yuánzhùmín (dosłownie: "tubylcy") czyli o Aborygenach Tajwańskich. Niech nikogo nie zmyli nazwa - z aborygenami z Australii mają tyle wspólnego co rumaki z rumem i konie z koniakiem. Z Hanami, czyli Chińczykami mniej więcej tyle samo. 

 
Szczep Truku

Prawda, że w ogóle niepodobni? Tak naprawdę najbliższych krewniaków Aborygeni mają na Filipinach. To właśnie z Tajwanu wywodzi się grupa ludów zwanych austronezyjskimi lub malajo-polinezyjskimi. Tak więc przodków na Tajwanie mają i Malgasze, i Jawajczycy oraz Malajowie, Filipińczycy a nawet mieszkańcy dalekiego Tahiti, Palau czy Hawajów, a także Wyspy Wielkanocnej, jak również nowozelandzcy Maorysi 



Rdzenni Tajwańczycy na swoich małych, drewnianych łódkach, które do dzisiaj buduje szczep Thao przepłynęli cieśninę Batańską i zasiedlili Filipiny, Indonezję, a następnie wyprawili się daleko na ocean, dotarłszy na Polinezję i Hawaje (a według niektórych aż do Ameryki, dowodem na to ma być występowanie w Azji słodkiego ziemniaka, rzekomo przywiezionego przez naszych bohaterów z Południowej Ameryki). Na fakt, że to właśnie Piękna Wyspa jest ojczyzną narodów Pacyfiku wskazuje fakt, że mimo bardzo małej powierzchni tak języki, jak i kultura ludów tajwańskich znacznie się od siebie różnią - Paiwan nie dogada się z Atayalem i vice versa, podobnie np. niektóre ze szczepów miały typową strukturę plemienną, podczas gdy inne (np. wyżej wspomniani Paiwanie, których społeczeństwo miało dodatkowo strukturę matrylinearną, coś co przetrwało np. u indonezyjskich Minagkabau) tworzyły skomplikowaną drabinę społeczną i warstwę szlachecką. To właśnie ta rozmaitość wskazuje na to, że to Tajwan jest ojczyzną tych wielu dziesiątek narodów, które zamieszkują dzisiaj od Madagaskaru po Wyspę Wielkanocną

Kunszt żeglarski i dzieje ekspansji swoją drogą, ale nas interesuje jakże ciekawa i, w sumie nieco tragiczna, historia Austronezyjczyków w swojej tajwańskiej ojczyźnie.
Od kiedy w średniowieczu na terenie Tajwanu zaczęli osiedlać się Chińczycy, plemiona zamieszkujące równiny (nie zachowało się dużo informacji na ich temat) zwane przez osadników Pingpu, były stopniowo wypierane ze swoich terenów, czy to ogniem i mieczem, czy to przez małżeństwa mieszane z Chińczykami.


Tak w XIX w. francuski autor wyobrażał sobie matkę z dzieckiem z jednego z plemion równinnych
 
 O ile stosunki z Aborygenami równin układały się jeszcze jako-tako, to w momencie w którym osadnicy wkroczyli w wysokie, niedostępne tajwańskie góry, zaczęło się robić nieprzyjemnie. Górale byli bowiem wojowniczy, porywczy, a także byli łowcami głów - zwyczaj, który trafił też np. do Dajaków. Podobnie, jak u mieszkańców Borneo, zdobycie głowy wroga było momentem wejścia młodego wojownika w dorosłość. Czaszki zdobytych głów preparowano i przechowywano. 
Swoje do prześladowania Aborygenów dołożyli też Holendrzy, którzy w XVII wieku rządzili na wyspie. Ale prawdziwy armageddon dla tubylców przyszedł wraz z przegraną przez Chiny wojną z Japonią, kiedy to w 1895 roku na mocy traktatu z Shimonoseki cesarstwo przekazało Japonii Tajwan. 
Ledwo co wyciągnięty ze średniowiecza Kraj Kwitnącej Wiśni pałał niesamowitym zapałem do wkroczenia w krąg państw kolonialnych. Oczywiście, Tajwańczycy, którzy nie dość, że czuli się zdradzeni przez Pekin, to jeszcze od zawsze poczuwali się do odrębności (pierwsi osadnicy na wyspie byli wygnanymi przestępcami bądź innymi "ludźmi luźnymi" czy awanturnikami) mieli na ten temat inne zdanie. W wojnie krótko żyjącej Republiki Formozy z inwazją japońską Aborygeni stawali ramie w ramię z Chińczykami przeciw Japonii. Młodą republikę szybko jednak wzięto na japońskie bagnety. 
W tłumieniu buntu w Wushe Japończycy zastosowali starą, wypróbowaną taktykę kolonialną - zaangażowali sąsiedni klan Seediqów, tradycyjnie pokłócony z ludźmi Mony. Sprzymierzeńcy cesarza nie omieszkali wykorzystać okazji do odkurzenia starej tradycji brania głów wroga... 

 Takim czymś posługiwali się tradycyjnie Aborygeni, zwłaszcza ci z północy wyspy jak Atayal, Seediq czy Truku, czy to do walki, czy do oprawiania zwierzyny. Podobieństwo do dajackiej mandaua nieprzypadkowe.
 
Aborygeni jednak nie złożyli broni. Wzniecali powstania, z których najbardziej znanym, i jednocześnie ostatnim stało się powstanie w Wushe na jesieni 1930. Ludzie szczepu Seediq pod przywództwem wodza imieniem Mona Rudao rozpoczęli atak w swoim stylu - napadli na japońską szkołę w czasie mityngu sportowego, skracając o głowę ponad setkę nie tylko japońskich policjantów, ale i ich żon i dzieci. Powstanie szybko się rozrosło. Japończycy uciekli się do zastosowania lotnictwa i gazów bojowych. Ostatecznie powstanie stłumiono, a na jego kanwie powstał w 2011 tajwański film Seediq Bale, w Polsce znany z podtytułem Wojownicy Tęczy

Przyszła wojna światowa, a Tajwan początkowo znajdował się na uboczu. Ale w miarę, jak sytuacja na froncie zaczynała się zmieniać na niekorzyść Tokio, centrala przypomniała sobie nagle o wojowniczych, miedzianoskórych, wysokich (Aborygeni przerastają typowego Japończyka o głowę) tubylcach. Sformowano z nich coś w rodzaju pomocniczych oddziałów kolonialnych, zwanych Takasago (od japońskiego określenia na Aborygenów). 
Gdziekolwiek żądał tego od nich Cesarz, Takasago bili się dzielnie, a swoją bitnością zaskakiwali nawet Japończyków. Jeden z cesarskich żołnierzy, "ostatnich wiernych", którzy ukrywali się długo po wojnie, Attun Pallin (bardziej znany pod japońskim imieniem Teruo Nakamura) był Aborygenem z plemienia Amis. 
Takasago w czasie ćwiczeń

Wojna skończyła się, a wraz z jej końcem Tajwan wrócił pod skrzydła Chin, a konkretnie Kuomintangu i generalissimusa Czang Kaj - Szeka. I nie było to miękkie lądowanie. Tajwańczyków, a w tym Aborygenów wyciskano jak cytrynę, być może próbując ukarać za to, że tak dobrze było im pod japońską okupacją. Podatki, korupcja, ciemiężenie, a wreszcie niesławny 28 lutego 1947 i salwy policji oddane w tłum - tak wyglądał powrót Tajwanu do macierzy. 
Kiedy Kuomintang przegrał wojnę domową, a generalissimus wraz z każdym, kto miał czym płynąć ewakuowali się na Tajwan, rozpoczął się okres tzw. Białego Terroru. Militaryzm, fanatyczny antykomunizm i rządy bezpieki były znakiem następnych czterdziestu lat. Tak Aborygenów, jak i Chińczyków z mniejszości Hoklo czy Hakka poddawano przymusowej nauce języka mandaryńskiego, Aborygenom zabroniono używania ich języków i imion. 
W 1987 roku zniesiono czterdziestoletni stan wojenny, a w 1996 roku miały miejsce pierwsze demokratyczne wybory na Tajwanie. Wraz z obaleniem dyktatury KMT dla Aborygenów wreszcie pojawiły się nowe perspektywy. Ale czy przyszłość jest na pewno świetlana?

Historia o współczesności Aborygenów to temat na kolejny raz. Nie przestrajajcie odbiorników!

Komentarze