Przejdź do głównej zawartości

Garbuska a sprawa polska | Przemyślenia #1




Dzisiaj będzie o narodowych kompleksach pewnego kraju nad rzeką Wisłą na przykładzie pewnego motocykla

Znalezione obrazy dla zapytania wsk 
Target for today, choć raczej uderzę w kult ją otaczający, a nie w samą maszynę 

Tym bieda-artykułem zamierzam rozpocząć nową serię, odrębną od publikowanych do tej pory ciekawostek o Azji z przyległościami i opowiadanek biednych jak okupacyjna zupka. Nie będę się tutaj gryzł w język (no, bez przesady, ilość najgrubszego mięsa postaram się ograniczyć), sztucznie wyważać swoich opinii tak, by było ładnie, cacy i naukowo. To będzie odbicie poglądów autora tego bloga na pewne tematy. Jeżeli się nie zgadzacie, zapraszam do dyskusji. A jeżeli uważacie że moja opinia jest kretyńska, głupia, jestem Żydem, masonem, wyborcą PiS/PO/Bógwieczego, islamofobem, islamofilem, polakożercą, pseudopatriotą, nazistą, faszystą, komunistą, pastafarianinem czy czort znajet jeszcze jakie epitety zalegają w magazynach amunicji trolli i chamstwa - zachowajcie opinię dla siebie. Dla siebie również proszę zachować rady w rodzaju "Za młody jesteś, nic wiesz o życiu, nie masz co się wypowiadać i w ogóle siadaj, g**niarzu i słuchaj starszych". Właśnie przez ryzyko oberwania takim pociskiem odkładałem jak najdłużej moją bieda-publicystykę, ale stwierdziłem, że już za wiele razy mnie tak traktowano, i w różnych miejscach już za wiele razy spotykałem się z podejściem "dzieci i ryby..." i nie będę odkładał swoich myśli wartych (wg. mnie) podzielenia się na diabli wiedzą kiedy.

No ale dobrze. Przejdźmy do rzeczy.

Nasz naród ma kompleksy wielkie jak mongolskie stepy. Świadczy o tym wiele rzeczy, i wszystkie one pojawią się prędzej czy później w owej serii. Kompleksy wobec wszystkich sąsiadów -wyższości, niższości, militarne, gospodarcza, historyczne i umotywowane współcześnie. Kompleksy o to, że inni nie mają tak bohaterskiej historii, o to że inni rozwijali się i montowali kolonialne imperia, kiedy my dostawaliśmy wciry za czterech. A dowody? Wystarczy udać się do najbliższej księgarni lub na dowolne forum internetowe.  Gatunek pierwszy kompleksów - gdybania i bajanie o morzach absurdu i polskich koloniach w innym wymiarze, co by było gdyby ten a ten generał w tej a tej bitwie zrobił to a nie to, to na pewno bylibyśmy teraz pierwszą gospodarką świata, a gdyby nie Sowieci, a gdyby nie Niemcy, a gdyby nie wojna, a gdyby nie rozbiory, a gdyby babcia miała wąsy... itd itp. 
I ten gatunek polskiego kompleksu narodowego weźmiemy kiedyś na warsztat (podpowiem, że na przykładzie pewnej książki) , ocean absurdu okaże się szybko wanną, z której spuścimy wodę, a pływające po nim polskie superlotniskowce utkną wraz z paprochami i wypadniętymi włosami na sitku odpływu. Ale dzisiaj gatunek drugi.
Gatunek drugi, którego fachowa nazwa brzmi "Jak się nie ma, co się lubi, to się nadmie co się ma". Gatunek, którym zbiorowo zarażone są wszystkie fora i grupy facebokoowe zajmujące się motoryzacją, militariami, krótkofalarstwem, szeroko pojętą techniką itp. Zilustruję to na przykładzie motocykla WSK.

Motocykla, który był kompletnie nieszczególny już w chwili powstania, a jego serce było zrzynką niemieckiego, przedwojennego jeszcze silnika DKW. I pojazd z tym nieszczęsnym, dwusuwowym pierdzącym motorkiem klepaliśmy z uporem maniaka przez ponad 20 lat, a produkcję zakończono w latach 80-tych, która to data jest opłakiwana do dziś przez miłośników sprzętu made in Świdnik. Malkontenci twierdzą że produkcję zakończono, bo złe Ruskie nakazały nam produkować dla ich armii śmigłowce. Ja osobiście sądzę, że nawet w nieboszczce Ludowej połapano się wtedy, że konstrukcja ma ponad 40 lat i jej ciągłe wałkowanie nie ma sensu. Rezultat - przeszło milion sztuk wyplutych przez zakłady świdnickie przez circa about dwie dekady. Do dzisiaj z regularnością zegara atomowego znajdowane są kolejne egzemplarze na śmietnikach i strychach stodół, ujeżdżane po polach przez wiejskich kaskaderów albo zasypujące portale ogłoszeniowe tekstami w rodzaju "wsk do remontu brak dokumentów sprzedam".
Ale WSK miała jedną zaletę, pokonującą z miejsca wszystkie wady: Była P O L S K A. Polska, jak wódka, kiełbasa Kowalski, bocian i wierzba płacząca. Techniczna cepelia. 
Ciągle krążą o WSK legendy, takie jak o innych dziełach polskiego przemysłu (żeby chociaż wymienić czołg 7TP). Że dzięki niej byliśmy motocyklową potęgą, że taki świetny silnik, że tak świetnie jeździła itd itp. 
I ja się pytam: jaką potęgą!? Gdybyśmy byli faktycznie motocyklową potęgą, to dzisiaj po ulicach Lagos czy na ryżowiskach Jawy chłop woziłby słomę ryżową do chaty WSKą, a nie Hondą Cub. Honda też zaczynała od tego - pierwszy ich model był również kopią DKW, tyle że oni się rozwinęli, a my zatrzymaliśmy się na etapie technologii końca lat 40., bo innej nie mogły ogarnąć fabryki najpierw odwiedzone przez Wehrmacht a potem przez Krasną Armię i wreszcie obsadzone stachanowcami i inżynierami z gatunku "nie matura lecz chęć szczera..."
WSeK nie chciały kupować nawet państwa rozwijające się, bo tam były już lepsze produkty, najczęściej japońskie, na przykład nieśmiertelna Honda CG czy wspomniane Cuby. Czterosuwowe, nieco bardziej skomplikowane, ale zarazem proste w utrzymaniu dla kogoś kto właśnie przesiadł się z osła albo bawołu wodnego i nie psujące się co 30km jak WSK. A milion natłuczono z prostego powodu - nic lepszego nie było, w PRL mało kogo stać było na samochód, jednoślady zza zachodniej granicy (o bloku kapitalistycznym nie mówiąc) były dla wybrańców, a czymś trzeba przecież jeździć na fabrykę czy do gieesu. Nikt, kto dostałby wówczas dostęp do samochodu, czy nawet NRDowskiej MZ, natychmiast porzuciłby WSKę w cholerę bez żalu. I może teraz fajnie się to wspomina młodzieńcze czasy, ale gdyby dziadka-nostalgika cofnąć nagle do czasów młodości, kiedy musiał zdążyć przed godziną milicyjną na niedomagającym wyrobie świdnickim w zimną, zimową noc sypiącą śniegiem, to zaraz przeszłyby mu ciepłe wspominki, gdyby musiał co kilometr poprawiać łańcuch albo zdrapywać nagar ze świec. 
I tak, ja wiem, że był PRL i Syrenka czy WSK to szczyt naszych rodzimych możliwości konstrukcyjnych, ale może chociaż przyznajmy się że to było po prostu do  d*py w porównaniu z Zachodem. Ale nieee, my nie mamy nic sobą dalej do zaprezentowania i pozostaje nam tylko nadymanie niechlubnej przeszłości. 
I to nie wszystko. Ile razy to ja się nasłuchałem, że mieliśmy największą flotę wojenną w UW, że nasza armia była wielka, że nasze siły powietrzne itd itp... A nasze nieszczęsne, eksportowe T-55 czy MiG-21 pierwszych serii, albo przestarzałe jak diabli Foxtroty i Osy marynarki z NATO nie miały by żadnych szans, a w dodatku to wszystko było na rozkazy Moskwy.
Niektórzy ludzie po prostu wysiedli z pociągu "Polska" na stacji "Późny Gierek" i przespali kolejne kursy, a teraz starają się za wszelką cenę wyleczyć kompleksy, starając się wmówić wszystkim i sobie że zmarnowane w komunie życie miało jakiś sens. 
I nie, nie twierdzę, że to źle, że kogoś fascynuje stara technika, że ktoś lubi te stare motocykle, restauruje je - to kawał historii. Sam lubię starocie, ale nie ma sensu, jeśli ktoś zaklina nimi rzeczywistość i leczy kompleksy. 
Jedynym lekarstwem jest nie szukać pozytywów i przyznać raz na zawsze, że było po prostu do d*py i koniec, basta, ende, szlus, a potem zakasać rękawy i postarać się, by następne pokolenie nie miały powodów do narzekań.  Ale do tego trzeba czegoś więcej. 


Komentarze