Przejdź do głównej zawartości

Nyepi - kiedy Bali zamiera

Bali, ach Bali – wyspa-mekka surferów, długowłosych, uduchowionych joginów i zwykłych turystów, cieszących się z gorącego klimatu, taniego piwa i skuterów za trzy dolary dziennie. „Raj na ziemii” , jak mało które miejsce przeżarty komerchą i wizytówka Indonezji na całym świecie. Ale to też miejsce o unikalnej na skalę całego kraju, jeśli nie świata, religii, będącej mieszaniną kilku różnych wierzeń. Dziś będzie o jej najważniejszym święcie.

W Indonezji obchodzi się co najmniej cztery różne święta nowego roku – cywilne przypadające 1 stycznia, Chiński Nowy Rok wypadający według chińskiego kalendarza, Tahun Baru Hijriyah czyli nowy rok muzułmański wypadający w sierpniu i nowy rok hinduistyczno-balijski – mające miejsce w marcu Nyepi alias Święto Ciszy. Obok ramadanu jest to chyba najbardziej surowe i zarazem najbardziej interesujące święto w całej Indonezji. Ale po kolei

Na początek trochę klaryfikacji. O ile religia Balijczyków nazywana jest wyjątkowo często hinduizmem, nie jest to w stu procentach prawda. To wyznanie rodziło się przez setki lat na Jawie, zwłaszcza w jej środkowej i wschodniej części, w czasach królestw Sriwidżaja i Madżapahit. Państwa te, istniejące w sumie od pierwszego tysiąclecia n.e do XV-XVI wieku powstały pod wpływem religii przywożonych z Indii przez indyjskich kupców docierających na archipelag. Była to swego rodzaju mieszanina buddyzmu (jedna z największych świątyń buddyjskich na całym świecie – Candi Borobudur – leży pod miastem Yogyakrta na Jawie Środkowej, nota bene powstała ona na bazie dawnej mniejszej świątyni poświęconej Śiwie), hinduizmu (którego wpływy są silnie widoczne do dzisiaj – zarówno bahasa indonesia jak i jawajski mają mnóstwo naleciałości z sanskrytu, a indyjski orzeł garuda jest zarówno godłem calej Indonezji jak i chociażby użyczył swojej nazwy narodowym liniom lotniczym) oraz dawnych wierzeń lokalnych. Która religia dominowała, zależała od aktualnie panującej dynastii. Dopiero nacisk państw muzułmańskich z Sumatry i kolonialistów portugalskich zmusił przywiązanych do dawnej tradycji do ucieczki coraz bardziej na wschód – na wschodnią Jawę, aż w końcu na Bali, która to wyspa w czasach Madżapahit miała zresztą wśród elit status wygwizdowa, które dość opornie poddawało się władzy jawajskich monarchów. Warto też dodać, że obie religie – dawna jawajska i obecna balijska – nie są w stu procentach tożsame. Świątynia jawajska nazywa się chociażby candi, a balijska – pura.

Procesja, jakich na Bali wiele

Ale wracając do Nyepi. Balijski nowy rok, podobnie jak chiński, ciągnie się kilka dni, a nyepi jest tylko kulminacją. Przez całe poprzednie dni świątynie oblegają korowody z ofiarami dla bogów, jakże widowiskowe i przyciągające błyski turystycznych fleszy. Co prawda procesje w odświętnych białych koszulach, zdobnych sarongach i wzorzystych kebayach można spotkać na Bali codziennie, bo odbywają się z każdej możliwej okazji (a bez okazji w sumie też) to te na Nowy Rok są wyjątkowo kolorowe. Jest też jeden element, którego brakuje w inne święta – podobizny demonów zwane ogoh-ogoh uczestniczące w paradach. Do białego rana dnia X trwają owe parady, śpiewy i tańce, aby wystraszyć demony. Ostatecznym ciosem w złe duchy ma być spalenie owych podobizn w noc przed nyepi. A jeśli by to nie wystarczyło, cała wyspa zapada na 24 godziny w nicość. 
 
Ogoh-ogoh

Od 6 rano do 6 rano dnia następnego obowiązuje zakaz palenia ognia, pracy fizycznej i podróżowania. Porządny Balijczyk powinien ten czas spędzić z rodziną w domu. Zamknięte są wszystkie porty morskie, a nawet lotnisko Denpasar – Ngurah Rai. Podejrzewam, że nawet, gdyby gdzieś w okolicy znalazł się Airbus z sześciuset ludzi na pokładzie z oparami paliwa i spaloną awioniką, balijscy kontrolerzy nie pozwolili by zakłócić święta awaryjnym lądowaniem. Jedynymi, którzy przebywają na ulicach, są oddziały policji pilnujące, by przestrzegano święta. Tak więc jest to taktyczny odpowiednik zaciemnienia, ogłaszanego na wypadek nalotu wroga – logika jest taka, że demony nie zauważą Bali, kiedy wszyscy mieszkańcy będą udawali, że ich nie ma. Turyści zaś mają trzy wyjścia – a) ewakuacja na muzułmańskie Gili i Lombok za miedzą, b) zaopatrzenie się w filmy na telefonach i powerbanki (może nie być prądu) i c) próba udawania tubylców i chłonięcia „spirytualnej” atmosfery święta – wersja tylko dla uber uduchowionych, bosonogich, wegańskich mieszkańców Ubud z dredami i w spodniach alladynkach ;)


Komentarze