Przejdź do głównej zawartości

Po tęczowym moście - Seediq Bale: Wojownicy Tęczy

Tekst powstał na potrzeby portalu Gniazdo Szeptunów zajmującego się tematyką popkulturową i filmową w ramach Tygodnia Niebanalnych Filmów Przygodowych. Umieszczono za zgodą Redakcji

Znalezione obrazy dla zapytania Seediq bale

Widownia zawsze kochała opowieści o bohaterstwie, o małych grupach straceńców walczących w słusznej sprawie (Braveheart) czy o ludach walczących z kolonialną eksploatacją i wynaradawianiem (Avatar). Podane przeze mnie przykłady widział prawie każdy, ale o dzisiejszej historii słyszał mało kto. A jest to historia piękna, ale wyciskająca łzy. Bo najlepsze, że zdarzyła się naprawdę.

Jest rok 1930. Wyspa Tajwan u wybrzeży Chin znajduje się pod japońską okupacją, od kiedy państwo Wschodzącego Słońca wymusiło ją na Chinach w nierównoprawnym traktacie 1895 roku. Jest październik. Nad szmaragdowo zielonymi dolinami tajwańskiego interioru zbierają się wilgotne, zwrotnikowe mgły. W takiej scenerii zaczyna się Seediq Bale: Warriors of the Rainbow z 2011 w reżyserii Wei Te-Shenga, w Polsce noszący tytuł "Wojownicy Tęczy". Film opowiada historię jednego z plemion tajwańskich tubylców pochodzenia austronezyjskiego, zamieszkujących wyspę od tysięcy lat - Seediqów, a konkretnie jednego z klanów noszącego miano Mehebu. Kiedyś walczący przeciw japońskiej okupacji, dzisiaj Seediqowie pracują dla okupanta przy wyrębie lasu. Naród wojowników, w którym zdobycie w walce głowy wroga i otrzymanie za to tatuażu na twarzy było symbolem wejścia w dorosłość, został upodlony i rozpił się, wydając całe japońskie dniówki na ryżowe wino. Niektórzy wstępują do japońskiej policji, lecz nawet wtedy są przez swoich panów traktowani jak podludzie. 
Z tym wszystkim nie zgadza się wódz wioski Mehebu, Mona Rudao. Podnosi powstanie przeciw japońskim panom. Chce, by tradycji stało się zadość, by kolejne pokolenie wojowników mogło dowieść swego bohaterstwa i przekroczyć Tęczowy Most, by zjednoczyć się z przodkami. 
Powstanie nie ma szans żadnego militarnego powodzenia. Przeciwko garstce wojowników zbrojnych w miecze i zdobyczne karabiny, wyrusza cała potęga cesarskiej armii z samolotami, gazami bojowymi i haubicami. Ale Seediqowie Mony nie poddają się. Biją się do ostatka. Ich kobiety wolą odebrać sobie życie, niż zostać zhańbionym przez wroga. Sam Mona kończy swe życie rzucając się na japońskie armaty. Film kończy przejmująca scena, kiedy (nie wiadomo kiedy, może wiele lat później?) jeden z członków nowego pokolenia plemienia, zrodzonego z ocalałych z japońskiej masakry, przesiedlonych na drugi koniec wyspy, widzi ową tytułową tęczę nad górską doliną, po którym to Tęczowym Moście idą polegli wojownicy z Moną na czele, śpiewając bojową pieśń.

Film jest tym, który kiedykolwiek zrobił na mnie największe wrażenie. Kiedy go obejrzałem, byłem oszołomiony na kilka dni. Natychmiast oczywiście zrodziła się myśl - "Jadę na Tajwan!!!". Minęły lata, na Tajwanie jeszcze nie byłem, ale będę na pewno. Wracając do filmu - może nie jest on stuprocentowym arcydziełem, może bywa patetyczny, ale dla sprawy Aborygenów Tajwańskich odegrał bardzo dużą rolę, o czym już pisałem w drugiej części artykułu im poświęconego. Spowodował na Tajwanie zmianę ich postrzegania, sprawił że Chińczycy tajwańscy zrozumieli, że choć Aborygeni bywają dzicy, to jednak potrafią walczyć z ich wspólnym wrogiem. Z kolei poza Tajwanem film sprawił, że wielu ludzi w ogóle dowiedziało się o istnieniu takiej grupy etnicznej.

W ramach ciekawostki na koniec dodam, że w Europie Seediq Bale był dystrybuowany w wersji skróconej o (sic!) dwie godziny - w oryginale trwa 4h30min, w Europie 2h30. Nigdy nie widziałem go też w polskiej telewizji, ale zapraszam do obejrzenia, jeśli będziecie mieli okazję.

Komentarze